trescharchi trescharchi
1068
BLOG

Wycinanie Lecha Kaczyńskiego.

trescharchi trescharchi Polityka Obserwuj notkę 13

Tak zwany "przeciętny Amerykanin" - bez złośliwości - jest raczej człowiekiem dość ograniczonym, mało znającym świat i zawierzającym przeważnie temu, co zobaczy w telewizji (Jerry Springer wydaje się być idealną definicją jego gustów), plus temu, co oglądnie na kinowym ekranie. Interesujący jest więc pogląd, jaki typowy Jankes musiał sobie wyrobić na Rosję i Europę po obejrzeniu filmu "5 dni wojny", który to swoją drogą nie odniósł oszałamiającego sukcesu finansowego w amerykańskich kinach.

Film opowiada o ataku Rosji na Gruzję, co w epoce "resetu" stosunków jest już pewnym ewenementem. Do realizacji zaprzągnięto znane hollywoodzkie marki - Garcia, Kilmer, i nakręcono dzieło typowo amerykańskie. Jest dużo wzniosłych słów, jest dużo machania flagami, każdy Gruzin nawija oksfordzką angielszczyzną, ulice Tibilisi to wypisz wymaluj Zurych czy inny Londyn. Naturalnie, film powstał celem wspomagania konsumpcji popcornu, toteż są piękne Gruzinki, strzelaniny, bohaterscy korespondenci wojenni i źli Rosjanie. Wydawałoby się - przepis na sukces murowany.

Pojawia się jednak pewien haczyk, tym smutniejszy, że film jest w dużej mierze "wspomagany" przez rząd gruziński - stąd jednostronne ukazanie konfliktu, stąd wybielanie i pomnikowość postaci Saakaszwiliego. Prezydent Gruzji zapamiętany został w Polsce przez swoją przyjaźń ze śp. Lechem Kaczyńskim, wyrażającą się choćby w pionierskim rajdzie lotniczym, byleby tylko zdążyć na krakowski pogrzeb. Wydawałoby się zatem, że rola byłego prezydenta zostanie ukazana, ba, nawet uwypuklona.  A tymczasem, człowiek obejrzy film, i przeciera oczy. Na wiecu w Tibilisi, z którego ujęcia obiegły światowe media nie ma polskich flag. A były, i to w ilości ponadprzeciętnej. Nie ma przemówienia śp. Lecha Kaczyńskiego, powszechnie uznawanego za symboliczne. Prezydent Gruzji nie wypowiada się o Naszym Kraju, chociaż w rzeczywistości rozpływał się w komplementach. Po prostu - wszystkie nakręcone sceny z Lechem Kaczyńskim zostały wycięte. Rzekomo dlatego, że zginął pod Smoleńskiem, co czyni to tłumaczenie dość dziwnym, ba, nawet podejrzanym. Może po prostu nie chciano bardziej drażnić kremlowskiego niedźwiedzia?

W samej Polsce opinii na temat wyjazdu prezydenta do Gruzji jest multum. Od tych najbardziej żenujących wykpiwań Komorowskiego, przez haniebne donosy Karskiego na pilotów, po hagiografię prezydenckiego środowiska, wedle którego śp. Lech Kaczyński niemal uratował suwerenność kaukaskiej republiki. Ale mianownik musi być - i jest - wspólny. Prezydent tam był, przemawiał, Gruzini skandowali jego imię, skandowali nazwę Naszego Kraju. Amerykanie tego nie zobaczą, bo przedstawiło im się wersję ocenzurowaną. Wersja, która wejdzie na polskie ekrany, ma być inna. No dobrze, ale my rolę wizyty prezydenckiej w Gruzji znamy. Przeciętny Amerykanin obejrzy film, zje kukurydzę, i wróci do domu, posłuchać polish jokes w telewizji. Żadna refleksja o Naszym kraju go nie najdzie, bo skąd.

Szkoda, że nie słyszałem o protestach Radka Sikorskiego w tej sprawie. Wierzyć mi się nie chce, że polska dyplomacja o filmie nie wiedziała. Nie posądzam ministra o ciepłe uczucia do śp. prezydenta, niemniej deklaruje się on jako człowiek kochający Polskę, patriota. A na takie uwłaczanie Polsce godzić się nie powininen.

trescharchi
O mnie trescharchi

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka