trescharchi trescharchi
1410
BLOG

Niemieckie przygody Radosława Sikorskiego.

trescharchi trescharchi Polityka Obserwuj notkę 14

 

Przyjęło się już niestety, że ilekroć Radek Sikorski pojedzie do Niemiec, należy się bać efektów takich wizyt. Raz mruknie jakieś wazeliniarskie słowa, niebezpiecznie ocierające się o wiernopoddańczy hołd, raz wywoła awanturę brakiem Polskiej telewizji w ofercie hotelowej (cuś na kształt obrażania się za „kartofle” – tyle, że postępowy Sikorski zdaniem postępowych mediów „zrobił słusznie”), a teraz udziela wywiadowi opiniotwórczemu „Der Spiegiel”. Warto pochylić głowę z uwagą nad tym, co wypowiada tam Nasz minister spraw zagranicznych, w wywiadzie, jak mniemam, autoryzowanym.

W pewnym sensie Sikorski mówi jak odpowiedzialny, europejski polityk – cieszy zaakcentowanie, że Niemcy nie mogą zdominować całej Unii i potrzebują partnerów takich jak Polska, bo swoją podmiotowość za Odrą zawsze warto podkreślać, podobnie jak wiodącą odpowiedzialność Niemców za trwałość Wspólnoty. Później niestety już tak różowo nie jest, bowiem minister definiuje zagrożenia dla Polski. Wedle Sikorskiego nie są zagrożeniem niemieckie czołgi, ani „nawet nie rosyjskie rakiety, które Moskwa chce rozmieścić przy granicy z UE w naszym bezpośrednim sąsiedztwie”. Ten fragment – zwłaszcza w świetle wypowiedzi kremlowskiej wierchuszki wojskowej i gróźb użycia Iskanderów stacjonujących pod Kaliningradem – jest cokolwiek dyskusyjny, i tego typu słowa ministra, bagatelizujące zagrożenie i słowa Rosjan – będące w istocie sondowaniem tego, jak daleko mogą się posunąć – są niedopuszczalne i trzeba żałować, że Sikorski nie zdecydował się na twardsze wyrażenie swojego oburzenia tymi przypominającymi zimnowojenne, sowieckie manierami dyplomatycznymi. A przypomnieć trzeba, że jest dumnym posiadaczem „strefy zdekomunizowanej” i jako taki winien być wyczulony na takie gierki o wiele bardziej.

Pewnym problemem jest też kolejna deklaracja ministra – nie wiadomo, czy uczyniona w porozumieniu z Warszawą. Znając „refleks” Sikorskiego, który przepada za prowadzeniem polityki zagranicznej na własną rękę, bez zawiadamiania swojego szefa i prezydenta z własnego obozu politycznego, można zaryzykować stwierdzenie, że kolejny raz minister zagrał solo. Zadeklarował przeto, że największym zagrożeniem dla Polski jest upadek strefy euro – nawet pomimo tego, że Nasz Kraj jeszcze do niej nie należy – i Niemcy winny zrobić wszystko, by Grecja, „chory człowiek Europy”, nie pociągnęła Unii na skraj przepaści. Niemcy i niemieccy bankierzy, coraz śmielej podporządkowujący sobie resztki helleńskiej suwerenności gospodarczej musieli zachichotać nad tą stronnicą wywiadu, bo już od dawna „robią wszystko”. Podobnie rozbawić gospodarzy musiały zapewnienia ministra, że Polska jeszcze przed końcem obecnej kadencji Tuska chce wypełnić wszelkie warunki uczestniczenia w strefie euro (o ile takowa jeszcze będzie) – tajemnicą Poliszynela jest wszakże fakt, iż nad Szprewą od dawien dawna przygotowany jest plan awaryjny, pozwalający powrócić do marki niemieckiej bez wielkich strat dla ekonomii. Widząc więc cóż dzieje się w Grecji, Sikorski powinien raczej wstrzymać się z takimi obietnicami – doprawdy, Unia ma w tym momencie tyle na głowie, że zechce raczej utrzymać drżące w posadach walutowe status quo, niźli rozpoczynać żmudne ustalenia z nowymi zainteresowanymi, nawet gdy mają to wpisane w traktacie akcesyjnym.

Zabrakło też głosu sprzeciwu wobec planowanego przez Merkel i Hollande’a „paktu dla wzrostu” – czyli projektu walki z bezrobociem w krajach starej Unii, między innymi za pieniądze z polityki regionalnej, których to środków Polska jest jednym z największych beneficjentów, a ich ewentualne odebranie odczulibyśmy (nawet wobec faktu, że gro unijnych funduszy przecieka Nam – z winy biurokracji – przez palce) nader boleśnie. Naturalnie, będąc w gościach u Niemców nie można oczekiwać od Sikorskiego darcia szat i walenia pięścią w stół, jednak występując w poczytnej gazecie mógłby delikatnie zaakcentować, że takie plany w Polsce zrozumienia nie znajdą.

Trzeba pochwalić ministra za sprytne wybrnięcie z kłopotliwego dla Polskich władz tematu odnośnie niemieckiego bojkotu Euro u Naszych ukraińskich sąsiadów – Sikorski wyślizgnął się jak piskorz dość gładkim kłamstewkiem („bojkot zaszkodziłby przede wszystkim zwykłym Ukraińcom, którzy w większości są nastawieni proeuropejsko” – zwłaszcza w Donbasie). Zasadniczo więc – wywiad spokojny, wyważony…dyplomatyczny będzie chyba najlepszym określeniem. Poza tym nieszczęsnym fragmentem o rosyjskich rakietach i chęci przyjęcia wspólnej waluty w perspektywie trzech lat. Takich wypowiedzi Polski minister spraw zagranicznych winien unikać, bo jeszcze raz powiadam – Europa przygląda się Nam nie tylko z okazji Euro, ale cały czas w brukselskich korytarzach tworzą się niezliczone analizy, jak też sprawuje się ten nadwiślański „nabytek”.

trescharchi
O mnie trescharchi

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka