trescharchi trescharchi
5053
BLOG

Przegrana kariera Joanny Kluzik-Rostkowskiej.

trescharchi trescharchi Polityka Obserwuj notkę 60

Nieodżałowany Jacek Kaczmarski śpiewał, że "...polityk nie zna słowa zdrada...". I zasadniczo trzeba się z nim zgodzić - mamy na Polskiej scenie obecnych tylu bohaterów głośnych transferów, że właściwie bez kozery połowie parlamentarzystów można by przykleić łatkę zdrajców. Przecież elity Naszego Kraju są jakie są, i jeśli człowiek koniecznie potrzebuje przyssać się do nowego koryta (nie dajmy się zwieść pozorom mglistych tłumaczeń) to i tak musi znieść dostatecznie wiele upokorzeń od nowych kolegów, zazdrosnych o nową świnkę u karmnika. Nie musimy go jeszcze dobijać oskarżeniami o wbicie noża w plecy czy o zdradę ideałów jakiejkolwiek partii, bo akurat nad Wisłą partię z ideałami znaleźć trudno. Starczy wymierzenie palca i mruknięcie kilku słów o nielojalności, wystawiającej takiej osobie najlepsze świadectwo.

Słuchałem wywiadu z Joanną Kluzik-Rostkowską i przecierałem uszy ze zdumienia. Nie zamierzam bynajmniej jej kamieniować tylko dlatego, że ośmieliła się odejść z PiS, o nie, droga wolna - ale zdumiewa mnie, jak szybko weszła w skórę obozu rządzącego i poczęła mówić językiem (dość niewiarygodnym) Pawła Grasia, Pawła Olszewskiego czy innych tytanów subtelnej propagandy w PO. Tak sobie myślę, że słuchanie pani Kluzik wywoływałoby dokładnie takie same zażenowanie gdyby odeszła z SLD czy Ruchu Palikota - i nie chodzi tu już tylko o nielojalność wobec dawnych kolegów (chociaż chylę kapelusza, przynajmniej w sferze werbalnej oświadczyła, że głosować za Trybunałem Stanu dla Kaczyńskiego i Ziobry nie będzie) ale o absolutnie niewiarygodne i nieautentyczne, pozowane poparcie dla kolegów obecnych.

Dowiedzieliśmy się przeto od damy, która jeszcze rok (z kawałkiem) temu zasiadała w opozycji, że rząd Donalda Tuska "...pracuje ciężko i dobrze..."(na czele z samym premierem rzecz jasna), że klub parlamentarny ma kilkadziesiąt propozycji ustaw (acz ministrowie skarżą się, że ustaw jest za dużo i nie wyrabiają z rozporządzeniami - ot, kwadratura koła). Dowiedzieliśmy się, że PiS to nie jest już PiS, jeno "...przeciwnik u bram...", że profesor Gliński za swoje słowa o postkolonialnym Państwie został obwołany od razu " radykałem PiS-owskim" (więc cóż powiedzieć o autorce tego epitetu i o jej słowach wypowiadanych za kariery w PiS?), że ministrowie tak ciężko pracują, jak na przykład pani minister Bieńkowska, która walczy o dofinansowania na lata 2014-2020 (to w zasadzie jej obowiązek i potrzeba chwili; innych ministrów pani Kluzik nie zdecydowała się pochwalić, ograniczając się do jednego przykładu). Że jest super, chociaż rok, dwa lata temu ci sami ludzie u władzy byli emanacją prawdziwego zła, zagrożeniem dla Polski, etc. Oceńcie Państwo sami wiarygodność takiej persony. Aż dziw bierze, że znalazło się niemal 23 tysiące ludzi gotowych nabrać się na taką postawę w ostatnich wyborach.

Ano właśnie, dochodzę do clou mojej notki - do przegranej kariery tej dobrze zapowiadającej się polityk. Nie upatruję w tym jakiejś dziejowej kary za zdradę "jedynej słusznej" partii, raczej nauczkę dla innych, przebierających nogami byle dostać się do wspomnianego koryta. Kobieta w nagrodę za swoją świeżą lojalność dostała świetne miejsce na liście PO w Rybniku, ku oburzeniu tamtych dołów partyjnych, którymi nikt w warszawskiej siedzibie Partii Miłości (i szacunku) przejmować się nie zamierzał. Do Sejmu się dostała, ale limit łapówek politycznych Donald Tusk już niestety wyczerpał, wraz z Arłukowiczem pozostawiając wykluczonych na lodzie i oferując eks-eseldowcowi fotel ministra zdrowia. Dla pani Kluzik pozostała wytężona praca parlamentarna, do której nadaje się jak mało kto, i za którą była już wielokrotnie chwalona przez media. Obecnie, po niemal roku od wyborów możemy zaryzykować stwierdzenie, że jak dotąd jest to mandat zmarnowany. Ośla ławka w poselskim rankingu przychylnej rządowi "Polityki" jest żółtą (właściwie już pomarańczową) kartką, ostatnim ostrzeżeniem by nielubiana i zagubiona w gronie nowych przyjaciół (trudno by przyzwoity człowiek potrafił się odnaleźć w otoczeniu ludzi pokroju Niesiołowskiego, swoją drogą) wzięła się wreszcie do roboty. Ma dużo kompetencji i dużo mogłaby dla Polski zrobić, gdyby tylko wyszła z przedziwnego stuporu, w którym się obecnie znalazła.

Ale piętna nie pozbędzie się już chyba nigdy. Jeszcze gdy była w PiS-ie, miałem do niej pewną słabość, bo konstruktywnych, konkretnych kobiet Polska polityka potrzebuje o wiele mocniej niż wydumanych quasi-feministycznych parytetów. Wiązałem z nią duże nadzieje, bo zawsze wydawała się stawiać na pierwszym miejscu ciężką pracę, a dopiero potem politykę. Obecnie proporcje bardzo się zmieniły, a ostatni wywiad - nawet jeśli weźmiemy pod uwagę, że po wejściu między wrony trzeba tak samo krakać - dopełnił czarę goryczy. To już raczej przegrana kariera i dobra przestroga przed uleganiem łatwym pokusom pozostania u koryta. Szkoda.

trescharchi
O mnie trescharchi

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka