trescharchi trescharchi
1310
BLOG

Ministerstwo Edukacji "bada" za 4 miliony.

trescharchi trescharchi Polityka Obserwuj notkę 2

4 miliony złotych to mnóstwo pieniędzy. Jeśli w dodatku są to publiczne środki - a więc, bez kozery, środki Nas wszystkich - to sprawa robi się o niebo poważniejsza. Taką właśnie kwotę wydamy na przeprowadzenie szczegółowych (mam nadzieję) badań, które oświecą resort edukacji w temacie "...wniosków i wytycznych do wprowadzenia reform w systemie oświaty, w tym obniżenia wieku, od którego dzieci podlegają obowiązkowi szkolnemu...". Brzmi bardzo ciekawie, a i pewnie jest to w jakiś sposób (chociaż może nie za taką forsę) potrzebne, ale jednak czasu nie da się oszukać - badanie rozpoczęto parę tygodni temu, tymczasem owo wyszczególnione w temacie "wprowadzenie reform" było wprowadzone już cztery lata temu. W dodatku Instytut Badań Edukacyjnych - podległy ministerstwu - zdecydował, że za marne cztery miliony zdoła przeprowadzić badanie tylko na zdrowych dzieciach, jakkolwiek nie tylko takie pociechy podlegają reformom - tym wprowadzonym, czy tym przyszłym.

Założenia badań są następujące: dzieciaków przebadanych ma być ponad 3 tysiące, co daje oszałamiającą kwotę ponad tysiąca (jednego tysiąca!) złotych za badanie jednego dzieciaka. Można odfrunąć w kierunku demagogii i wyliczyć, co taki dzieciak dajmy na to ze ściany wschodniej mógłby mieć za ów tysiąc złotych, ale zostawmy to, idźmy dalej. Z badaniami tymi jest taki problem, że udział w nich daje wymierne korzyści: rodzicom dzieciaków oferuje się talony do supermarketu (niestety artykuł w "Rzepie" nie precyzuje, do jakiego, a szkoda, bo to też ciekawe zagadnienie - dlaczego akurat ten czy tamten i kto o tym postanowił), poza tym, nie dość, że przebadają ci człowieku pociechę za tysiąc złotych, to jeszcze bierzesz udział w losowaniu samochodu terenowego bliżej nieokreślonej marki. Gdybyż tak każdy resort organizował takie gry i loterie, ech...

W gruncie rzeczy nie wiadomo też, w jaki sposób typowano rodziny przeznaczone do badań (w końcu samochód terenowy piechotą nie chodzi, zatem dlaczego ci, a nie tamci?), niemniej ktoś wziął cztery miliony złotych i odwalił fuszerkę, bowiem ankieterzy zaglądali też do dzieci chorych, których rodzice spodziewali się, że ktoś wreszcie chce stworzyć jakiś program pomocowy ułatwiający wejście do szkół dzieci cierpiących na różne schorzenia, a tu klops - przeprowadzający ankietę zbierali swoje zabawki i rozkładali ręce, twierdząc, że "system nie puszcza dalej", a cały test jest tak skonstruowany, że chory dzieciak mógłby się tylko sfrustrować i zestresować tym, że nie radzi sobie z zadaniami. Naturalne więc, że rodzice chorych - nawet jeśli są lekko przewrażliwieni - skarżą się na dyskryminację. Ministerstwa zdaje się to nie obchodzić, bo na takowe skargi nie znalazło odpowiedzi.

Najciekawsze są konkretne zapisy "zlecenia" na przeprowadzenie badań: Instytut w umowie z MEN zaznaczył, że "koszty promocyjne" (tj. te nieszczęsne talony i terenówka) muszą stanowić co najmniej 5 procent wartości badania, a po długich bojach wywalczono ostatecznie 10 procent, co oznacza ni mniej, ni więcej, że pan, pani i ja składamy się na podarunkowe bony i fundujemy komuś nowe auto. 400 tysięcy złotych piechotą nie chodzi. Naturalnie Instytut ripostuje, że taike prezenty są po prostu "formą podziękowania" za poświęcony czas, jakkolwiek opozycja z różnych stron poselskich ław już teraz sugeruje, że może prokurator powinien rzucić okiem na to, na co wydawane są środki publiczne. Ostatecznie - rodzice małych dzieci to fajni ludzie, ale żeby od razu cała Polska zrzucała się na 4x4 dla nich?

Reasumując: Instytut twierdzi, że badanie od początku do końca było ich pomysłem, za kształt i wyniki też biorą pełną odpowiedzialność, podobnie jak za to, że bada się pomysł na reformę wieku szkolnego cztery lata po wprowadzeniu tej reformy, czy za to, że bada się tylko zdrowe dzieciaki. Gdyby jeszcze tak Instytut zdecydował się sam za to zapłacić...

trescharchi
O mnie trescharchi

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka