trescharchi trescharchi
5360
BLOG

PiS powinien się wstydzić.

trescharchi trescharchi Polityka Obserwuj notkę 128

 

Wybory uzupełniające do Senatu zapowiadają się w Rybniku bardzo ciekawie. Stanowisko senatora – nawet biorąc pod uwagę, że zwycięzca będzie je pełnił tylko połowę kadencji – skusiło wielu interesujących polityków. Nie mogło wśród nich zabraknąć, co nie jest żadnym zaskoczeniem, niezmordowanego „z zawodu kandydata”, pana Korwina – Mikkego. Nie wiadomo wprawdzie co ów niezwiązany z ziemią rybnicką kandydat mógłby jej zaoferować, no ale skoro Platforma Obywatelska też zagrała swoim wyborcom (i działaczom przede wszystkim) na nosie wypychając na „jedynkę” panią Joannę Kluzik – Rostkowską jako typowego „spadochroniarza” którego nie było gdzie upchnąć a trzeba było nagrodzić za neoficką lojalność – to równie dobrze pan Korwin – Mikke może startować na reprezentanta zupełnie nieznanej sobie społeczności. Warto jednak zauważyć, że kontrowersyjny pan Korwin – Mikke trafił po raz pierwszy od dawna na godnego siebie adwersarza: oto w blokach startowych staje również pan Paweł Polok, lokalny działacz RAŚ (raz już przegrał wybory ze zmarłym senatorem po którym powstał wakat) – znany głównie z tego, że nawoływał głośno do publicznego palenia płyt pana Stanisława Soyki, gdy artysta ten ośmielił się być za mało „górnośląski” w jakimś wywiadzie.

Ja jednak chciałbym zwrócić uwagę na kandydata PiS – pana Bolesława Piechę. Owszem, trzeba podkreślić że przynajmniej jest to parlamentarzysta od zawsze związany z regionem rybnickim, dobrze tu znany i całkiem nieźle oceniany nawet przez przeciwników politycznych. Widać zatem, że partii pana Kaczyńskiego zależy na zwycięstwie w tej potyczce, traktując ją jako swego rodzaju prawybory i papierek lakmusowy obecnych nastrojów w społeczeństwie. Platforma nie znalazła kontrkandydata takiej wagi co pan Piecha, aczkolwiek pół żartem pół serio rozważano ponoć wystawienie wspomnianej pani Kluzik – Rostkowskiej; wszak kobieta jest medialna, bo nawiedza wszystkie stacje telewizyjne i radiowe, a i tempo prac Sejmu specjalnie nie ucierpi, bowiem ta dawniej pracowita posłanka po przejściu do Platformy Obywatelskiej wybitnie się rozleniwiła. Może Senat byłby dla niej dobrym miejscem, w sam raz na wyciszenie się i uspokojenie? Przynajmniej do czasu, gdy pan premier Tusk zrealizuje wreszcie swoją zapowiedź przedwyborczą i zlikwiduje izbę wyższą parlamentu; znając prawdomówność i dotrzymywanie słowa przez naszego pierwszego ministra, rzecz jest już właściwie przyklepana i kto wie, czy ta kadencja (no, to pół kadencji) nie jest kadencją ostatnią. Warto zatem „liznąć” życia senatorskiego póki ma się taką możliwość.

A całkiem poważnie – to dziwi mnie postępowanie PiS. Niby pan poseł Piecha jest gwarantem solidnego wyniku wyborczego w Rybniku, no tak, tu nie ma wątpliwości. Niby takie ewentualne prestiżowe (chociaż nieznaczne w skali kraju) zwycięstwo dodałoby skrzydeł i pewności siebie. To wszystko prawda, ale – parafrazując klasyka – trzeba się zastanowić, czy minusy nie przysłaniają nam plusów. A zatem: pan Piecha jest posłem kontrowersyjnym, ale pracowitym i rozpoznawalnym; to człowiek otrzaskany w mediach i potrafi dość dobrze radzić sobie z przeciwnikami politycznymi w słownych potyczkach. Zakładając (zgodnie z prawdą zresztą) że kwestia ochrony zdrowia jest jednym z najbardziej zaniedbanych przez rządzących problemów – to stanowisko przewodniczącego sejmowej komisji zdrowia swoje waży. Jeśli stanowisko to pełni opozycyjny polityk, tym lepiej: więcej jest okazji i możliwości do skutecznego wskazywania władzy co robi źle. Inna sprawa, czy człowiek tak arogancki jak pan Arłukowicz przyjąłby pokornie takie wskazówki i połajanki posłów, ale to temat na inną dyskusję. Nie wiem czy taki transfer i takie osłabienie swojej reprezentacji w Sejmie się opłacają. Siłą rzeczy ewentualny senator Piecha miałby o wiele mniej możliwości sprawczych niż poseł Piecha – PiS straciłby też kompetentnego przewodniczącego komisji sejmowej. Biorąc pod uwagę powszechną (wyrażaną nawet przez ludzi niechętnych partii pana Kaczyńskiego) tęsknotę za merytoryczną i konstruktywną opozycją, to już nawet nie jest błąd, tylko wielbłąd.

Jest też inna, może nawet ważniejsza sprawa. Trzeba po prostu dawać dobry przykład. Polityk wybierany w powszechnych wyborach nie może być żołnierzem rzucanym na wszystkie możliwe odcinki frontu by załatać ewentualne dziury w obronie i przejść do kontrataku. Mówiąc dobitniej: polityk jest „własnością” ludzi, którzy mu zaufali i którzy oddali tysiące głosów by umieścić go w Sejmie. Nie w Senacie, nie w jakimś samorządzie (bo i posłowie kandydujący na prezydentów miast się zdarzają) tylko właśnie w izbie niższej, gdzie może najlepiej i najsprawniej dbać o interesy swojego regionu. Jest własnością wyborców, nie partii. Jeśli ludzie widzą, że partia jest gotowa nawet ciężko pracującego, rozpoznawalnego posła odciągnąć od swoich obowiązków (zdrowie!) i przepchnąć go na inne (mniej znaczące) stanowisko to muszą się zastanowić – czy tu jeszcze chodzi o naprawianie państwa i spoglądanie na ręce władzy, czy już o dobre samopoczucie partyjne i możliwość wypicia lampki szampana po zwycięstwie? Słowa pana posła Tobiszowskiego (przewodniczący okręgu katowickiego PiS) wyjaśniają chyba wszystko: „…na wynik tych wyborów będzie patrzeć cała Polska…”.

Nikt nie może (no, dobra – ewentualnie zdrowy rozsądek) zabronić panu posłowi kandydowania na senatora, oczywiście. Tylko jakby nie patrzeć – powierzenie mandatu poselskiego jest rodzajem umowy społecznej z której wypadałoby wywiązać się w określonym przez prawo terminie. Od wyborów – do wyborów, jeśli nie zdarzy się nic przedterminowego. Politycy utrzymywani przez nas za nas decydują, gdzie dane nazwisko bardziej się przyda – nie Polsce, tylko partii. Tak nie powinno być. Szkoda tylko, że klamka już zapadła i po raz kolejny zwyciężyło doraźne myślenie partyjne, nie państwowe.

trescharchi
O mnie trescharchi

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka