trescharchi trescharchi
2999
BLOG

Ustawa śmieciowa a przyjazne państwo.

trescharchi trescharchi Polityka Obserwuj notkę 52

 

Urząd Miasta w Kartuzach rozesłał do swoich mieszkańców tak zwane deklaracje śmieciowe. Są cokolwiek zastanawiające – zwłaszcza w świetle nacisku na przestrzeganie ochrony danych osobowych. Zastanawia też fakt, po co właściwie samorządowcom w całej Polsce tak dokładne informacje o każdym obywatelu, skoro rzecz dotyczy tylko i wyłącznie prozaicznej czynności wywozu czy segregacji odpadów. W Kartuzach wygląda to tak, że poza standardowymi pytaniami – ilość osób w gospodarstwie – są również do wypełnienia inne rubryki: imię i nazwisko każdej osoby, jej data urodzenia i stopień pokrewieństwa z wnioskodawcą.  Konia z rzędem temu, kto wskaże zależność między produkowaniem śmieci a pozostawaniem w stosunkach rodzinnych czy nieformalnych. W rubrykach dotyczących nieruchomości, urzędnicy chcą znać formę jej władania – czy jest to własność, współwłasność, użytkowanie wieczyste czy najem. Władze Kartuz podsumowały zamieszanie całkiem zwyczajnie: „jeśli ktoś ma opór, nie chce złożyć, to nie musi”, aczkolwiek nie precyzowały, co takiemu ananasowi za to grozi. Pewien przedsmak – a przy okazji piękną lekcję zaufania państwa do obywatela – mają mieszkańcy Kartuz podczas składania deklaracji. Należy wówczas potwierdzić prawdziwość danych i swoją świadomość odpowiedzialności za podawanie fałszywych informacji. W sprawdzeniu wiarygodności danych ma pomóc kserokopia rachunku za wodę za ostatni kwartał, którego to rachunku żąda się przy składaniu deklaracji.

W Przemyślu z kolei urząd wymaga podania numeru konta bankowego, nawet specjalnie nie ukrywając że w ten sposób będzie im prościej nasyłać komornika na osoby uchylające się od niepłacenia za śmieci. Poza tym, w całej Polsce, standardowo – NIP-y, PESEL-e, REGON-y i tak dalej. Biuro Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych alarmuje, że jest zasypane wątpliwościami dotyczącymi deklaracji śmieciowych i pracuje obecnie nad stanowiskiem w tej sprawie. Nawet jeśli jakieś wypracuje, to co to da? Termin składania upłynął 30 kwietnia i w całym kraju podzieliliśmy się ze swoimi urzędami wiedzą o tym z kim żyjemy, jak żyjemy i za ile żyjemy. Mleko się rozlało, a dalibóg – nie ma chyba w Polsce gminy, której pracownicy potrafią sensownie uzasadnić potrzebę zadawania tak szczegółowych pytań w deklaracjach. Kłania się po raz kolejny niechlujstwo pomysłodawców ustawy, którzy nie zadbali o wdrożenie uniwersalnego formularza deklaracji jeno pozostawili wszystko na barkach gmin, i tak już skołowanych absurdalnymi przepisami zawartymi w tym jednym z największych bubli prawnych ostatnich lat – prawdziwym pomniku kompetencji rządzącej koalicji PO-PSL. Tylko patrzeć, jak wszystko „rypnie” gdy Trybunał Konstytucyjny wyda wyrok w sprawie tej ustawy - a autorami zaskarżenia było mnóstwo samorządów. Eksperci i zwykli obywatele nie pozostawiają suchej nitki na ustawodawcach, którzy (nic nowego) niewiele sobie z tego robią. Jak postanowili, tak ma być. Gdybyż nasi włodarze byli tak stanowczy w innych, nie cierpiących zwłoki sprawach…

A ja mam garaż, w którym – o dziwo – trzymam tylko samochód i rower. Nie jest to środowisko specjalnie sprzyjające wytwarzaniu mnóstwa śmieci, stąd z tym większym zaskoczeniem powitałem wezwanie (przyklejone elegancko na bramie garażu – urząd wychodzi do obywatela) do złożenia deklaracji śmieciowej na garaż. W moim mieście również musiałem przyznać się, czy garaż wynajmuję, dzierżawię czy mam na własność ewentualnie współwłasność (jak rozumiem, jest jakiś tajemniczy przelicznik ilości śmieci w zależności od formy własności). Mój lokalny urząd postawił również na aktywizację talentów pisarskich: w specjalnej rubryce musiałem opisać (lub narysować mapkę) gdzie w okolicy garażu zlokalizowane są pojemniki na odpady komunalne. Do złożenia prawidłowej deklaracji potrzebowałbym również znać wielkość tychże pojemników – do wyboru mam 120 litrów, 240 litrów i 1100 litrów. Wypełnianie deklaracji było przeto fascynującą przygodą i jak gdyby odkrywaniem na nowo najbliższej okolicy; któż kiedyś w codziennym wyścigu szczurów zwracałby uwagę na litraż śmietników i ich położenie na mapie dzielnicy? W tym miejscu chciałbym podziękować urzędnikom za umożliwienie mi takiego doświadczenia. No i chciałbym też podziękować paniom z Wydziału Ekologii za cierpliwość – przez bite pół godziny tłumaczyłem im, że w swoim garażu wyrzucam co najwyżej opakowania po tic-tacach z samochodu, a i tak najbliżej mam do śmietnika przy bloku, za który płacę z racji zamieszkania w tym bloku. Trudno więc oczekiwać ode mnie płacenia dwukrotnie za ten sam śmietnik. Niestety, drogie panie nie przyjmowały do wiadomości moich zapewnień, a ich inkwizytorski wzrok jednoznacznie podejrzewał mnie o produkowanie garażowych śmieci w wielkości circa 3 worki tygodniowo. Suchym tonem poinformowały mnie jedynie, że z wypełniania deklaracji zwolnieni są tylko niepełnosprawni na podstawie osobistej decyzji prezydenta miasta. Nieopatrznie zapytałem, czy oznacza to że niepełnosprawni nie produkują żadnych śmieci, i to niestety dało im pretekst do zakończenia interesującej dyskusji („ta rozmowa jest niepoważna!”).

By żyło się lepiej!

trescharchi
O mnie trescharchi

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka