trescharchi trescharchi
1748
BLOG

Roman Kosecki został sędzią.

trescharchi trescharchi Polityka Obserwuj notkę 19

 

W piłce nożnej emocji co niemiara. Każdy mecz – zwłaszcza drużyny której jest się sympatykiem – wywołuje u kibica stan podwyższonego ciśnienia. Pamiętamy żenujące zachowanie polityka Prawa i Sprawiedliwości Stanisława Koguta, który bez ogródek – nie bacząc na swój senatorski sznyt – wyzywał sędziego krzywdzącego jego ukochanego Kolejarza Stróże. Czas pokazał, że Kogut nie był pierwszym politykiem któremu miłość do futbolu przysłoniła zdrowy rozsądek, a przede wszystkim – elementarną przyzwoitość.

Oto Roman Kosecki, wiceprezes PZPN a przy okazji poseł Platformy Obywatelskiej pojawił się na meczu Ligi Trampkarzy w grupie II, gdzie grały chłopaki z rocznika 1998. Drużyna stworzona przez posła – Kosa Konstancin – podejmowała lidera tabeli, UMKS Piaseczno. Kosa jest wiceliderem, więc mecz o wysoką stawkę. Sędzia przewidziany na to spotkanie się nie stawia, toteż awaryjnie sprowadzono mieszkającego po sąsiedzku innego arbitra, młokosa dopiero stawiającego kroki w trudnym sędziowskim fachu. W drugiej połowie młokos dyktuje rzut karny dla gości. Poseł Platformy Obywatelskiej wdziera się na murawę i…tu wersje są trzy. Jedna, że krzyczał do sędziego: „…wypierdalaj z boiska, jak nie umiesz sędziować!”. Druga, że odezwał się nieco grzeczniej: „…hola, hola, koniec tego dobrego, co ty odpierdalasz, cały czas sędziujesz pod nich. Daj mi ten gwizdek i spierdalaj stąd”. O trzeciej wersji, samego Koseckiego – za chwilę.

Sędzia najpierw próbował posła uspokajać, ten więc po raz kolejny kazał mu „spierdalać”. Wreszcie młody arbiter uznał się za pokonanego, zszedł z boiska. W tak zwanym międzyczasie „reprezentant narodu” odebrał mu gwizdek i postanowił posędziować spotkanie sam. Później przejął protokoły sędziowskie i sam napisał swój własny, w którym zaznaczył, że sędziego wcale na meczu nie było. Młody sędzia nie chciał z nikim rozmawiać, podobno obawiając się o swoją przyszłość zawodową – w końcu oprócz wielu innych funkcji Kosecki znajduje też czas na wiceprezesowanie Mazowieckiemu Związkowi Piłki Nożnej, a więc jakiś wpływ na kariery sędziów ma.

Czas na wersję posła. Utrzymuje on, że to wcale nie był sędzia, tylko „…raczej kandydat, chłopak, który dopiero uczy się na sędziego”. W dodatku „…w ogóle nie miał sprzętu, więc mu dałem…”. Tutaj rodzi się pytanie, dlaczego przed rozpoczęciem meczu taki stan rzeczy Koseckiemu nie przeszkadzał, a przeszkadzać począł dopiero, gdy jego drużyna przegrywała. W każdym razie – słowa „wypierdalaj” zdaniem posła nigdy nie padły, a jedyne co powiedział do sędziego to „…proszę pana, dziękuję bardzo, ja tutaj dokończę”. Czyli coś zupełnie odmiennego od tego, co słyszeli inni świadkowie. Winą za całe zamieszanie Kosecki obarcza KOR – czyli „Komitet Oszalałych Rodziców”, aczkolwiek trudno zrozumieć jaki mieliby interes w szkalowaniu posła, skoro drużyna złożona z ich dzieciaków mecz wygrała.

Tak czy siak – trochę głupio, gdy człowiek na takich stanowiskach bierze sprawy (dosłownie) w swoje ręce, w dodatku najprawdopodobniej używając podwórkowej łaciny. Wątpliwości rodzi też fakt, że mecz sędziował człowiek będący kibicem i twórcą jednej z drużyn. Mało w tym sędziowskiego obiektywizmu…i mało parlamentarnych obyczajów. Chociaż czy o takich w Polsce można jeszcze mówić…

trescharchi
O mnie trescharchi

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka