trescharchi trescharchi
1661
BLOG

Nowe pytania z teorii ruchu drogowego.

trescharchi trescharchi Polityka Obserwuj notkę 33

Kiedy w styczniu bieżącego roku - oczywiście, jak to u Nas bywa w towarzystwie bałaganu, zamieszania i wyciągania pieniędzy z kieszeni obywateli - zmieniały się przepisy dotyczące szkolenia i egzaminowania kierowców, rozlegały się głosy zadowolenia. Oto wreszcie skończy się epoka wkuwania zestawu tych samych nieśmiertelnych pytań na pamięć. Oto będzie nowocześnie, niepowtarzalnie (baza liczy mnóstwo różnych zagadnień) i wreszcie teoria na "prawku" nie będzie nudnym, obowiązkowym do odbębnienia przedsionkiem do praktyki. Na kandydatów padł blady strach - no bo jakże to, tyle nauki, jak nie przymierzając na jakiś egzamin na studiach. Ale pomysłodawcy zmian uspokajali, że znając przepisy o ruchu drogowym zda się na pewno. Na pewno?

Nową, rozszerzoną pulę pytań na egzaminie teoretycznym przygotowały dwie firmy: Instytut Transportu Samochodowego i Polska Wytwórnia Papierów Wartościowych. Żeby było weselej, i żeby jeszcze podkreślić kompetencje ministra Nowaka - oba podmioty mają "swoje" umowy z konkretnymi WORD-ami i nie ma ogólnopolskiej puli tych samych pytań. W jednym województwie są takie, w innym województwie inne. Zmiany trwają już czas jakiś, tymczasem zaczęły pojawiać się głosy egzaminowanych. Że pytania, delikatnie mówiąc, bywają jakieś takie dziwne. Bo kto z nas wie jak należy zacząć odpowietrzanie układu zasilania o zapłonie samoczynnym? Nie jest to rzecz, którą robi się codziennie przed wyjazdem do pracy. Konia z rzędem zresztą temu, kto słysząc jakieś perturbacje pod maską pstryknie palcami i krzyknie triumfalnie: "aha! wiem, trzeba odpowietrzyć układ zasilania". Idźmy dalej. Jaką długość powinien mieć drążek od skrzyni biegów? Nie jestem do końca przekonany, czy jest to fundamentalna kwestia dla bezpieczeństwa ruchu drogowego.

Albo jaka jest częstotliwość migotania migacza na minutę? Zawsze można policzyć w samochodzie stojącym przed nami na światłach, tylko istnieje ryzyko, że robiąc tak dłuższy czas wpadniemy (zwłaszcza na światłach w Warszawie) w rodzaj hipnozy. Czy dolna osłona silnika jest obowiązkowa w samochodzie osobowym? Co ma zrobić kierowca, kiedy jadąc samochodem po posiłku odczuje ból brzucha i skurcze w żołądku? No nie wiem, strzelam - stoperan? Cokolwiek? Tymczasem dostępne odpowiedzi brzmią: jedziesz dalej, zatrzymujesz się, lub nie robisz nic. Czyste RPG, nie powiem. Jakie są wymiary tablicy rejestracyjnej jednorzędowej lub nalepki kontrolnej, oczywiście w milimetrach?

Instruktorzy są takowymi pytaniami zdumieni. Raz, bo sami mają problem z odpowiedzią (zresztą pytanie o ból brzucha jest bardzo subiektywne), dwa - bo wszyscy chcą wyszkolić kierowców, nie inżynierów i producentów samochodów. Takie pytania dobre są na egzaminy na politechnikach. I tak szkolenie kierowców w Polsce kuleje od strony praktycznej, dlaczego zatem zabieramy się do naprawy od drugiej strony i żądamy wiedzy fachowej, absolutnie nieprzydatnej na drodze? Co więcej: czy przejęty, zestresowany egzaminowany nie "przerżnie" całego egzaminu natrafiwszy na takie pytania? Czy na pewno o to chodzi w procesie szkolenia nowego kierowcy?

Ośrodki Ruchu Drogowego tłumaczą się oryginalnie. Do niedawna nie mieli w ogóle dostępu do bazy pytań na podstawie której sami przeprowadzają egzaminy (sic!). Tłumaczą, że pytania są tajne - a zatem historie takie jak powyższe są powtarzane z pamięci, gdzie łatwo o jakieś przekłamanie czy rozmyślne przejaskrawienie. Chociaż z drugiej strony egzaminatorzy przyznają, że niektóre pytania "mogą wydać się dwuznaczne". Na razie zatem przeszukują bazę pytań w poszukiwaniu ewentualnych "dwuznaczności". A co pozostaje ludziom? No, chyba tylko się śmiać. Ministerstwo Transportu nie potrafiło pogodzić dwóch firm i wprowadzić jednolitego systemu w całej Polsce, Ośrodki Ruchu Drogowego nie mogą się dostać do bazy pytań które zadają ludziom którzy za to płacą, ludzie zbierają kolejne "kwiatki".

A tak z dobroci serca radziłbym Ministerstwu Transportu przyjrzeć się jak wygląda badanie kandydatów na kierowców przez "lekarzy" (cudzysłów nieprzypadkowy) w ośrodkach szkoleniowych. Sam prawo jazdy zdawałem ponad dziesięć lat temu i wówczas wyniosłem z tego "badania" jak najgorsze doświadczenia - tak o stanie swojego zdrowia i predyspozycjach do kierowania samochodem mógłbym sobie pogadać z kolegą przy zimnym kuflu, z tym że przy zimnym kuflu nie spędzam półtorej minuty, bo tyleż ta rozmowa z "doktorem" trwała. Sądziłem, że przez dekadę wiele może się zmienić, a tu niespodzianka - kuzyn ostatnio ubiega się o prawo jazdy i "badania"  wyglądały niemal dokładnie tak jak u mnie.

Że już nie wspomnę o postulowanym wielokrotnie obowiązku corocznych badań lekarskich dla kierowców po (na przykład) 65 roku życia. Jest sporo do zrobienia, naprawdę.

trescharchi
O mnie trescharchi

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka