trescharchi trescharchi
3161
BLOG

Dyplomacja Jarosława Kaczyńskiego.

trescharchi trescharchi Polityka Obserwuj notkę 91

Kiedy dowiedziałem się, że Jarosław Kaczyński leci do Gruzji pomyślałem: oho, może w końcu nasza klasa polityczna dojrzała do prowadzenia polityki wedle lepszych wzorców. Wzorców w których przyjęło się, że lider opozycji i lider sondaży - zatem osoba mająca szanse na objęcie władzy - prowadzi gabinet cieni konkurencyjny wobec aktualnie rządzących. W przypadku PiS do końca nie wiadomo, czy tak jest; wciąż nie wyjaśniona jest rola profesora Glińskiego. Chyba tylko Kaczyński i kilku zaufanych wiedzą, czy profesor ma nadal zostać premierem technicznym, czy kandydatem na prezydenta Warszawy, czy tylko i wyłącznie twarzą własnego think-tanku. Wizyta Kaczyńskiego w Gruzji była dla mnie przez chwilę powodem do radości, ale tylko przez chwilę.

Francois Hollande ubiegając się o prezydenturę Francji peregrynował po najważniejszych stolicach europejskich, nie przejmując się tym, że nie wszędzie jest mile widziany. Nie miał pewności, że prezydentem zostanie, ale zawczasu i na wszelki wypadek wolał mieć porobione znajomości. Lot Kaczyńskiego do Gruzji zrazu wydawał mi się powtórzeniem tej słusznej i rozsądnej drogi, aczkolwiek coraz więcej wskazuje za tym, że jest to wydarzenie jednorazowe. Że prezes PiS został do tego pięknego kraju zaproszony, ponieważ był bratem swojego brata, bardzo w Gruzji cenionego. Owszem, Kaczyński spotkał się z prezydentem i odebrał wysokie odznaczenie. Ale poza emocjonalnym podtekstem wizyty niewiele innego się działo. Niby dobrze, że utrzymujemy przyjazne stosunki z Gruzją, ale dobrze tylko wtedy, gdyby Gruzja była ważnym elementem naszej polityki wschodniej.

O prowadzenie polityki wschodniej Radosława Sikorskiego naturalnie nie podejrzewam, lecz PiS w tej materii nie przedstawia konkretnych rozwiązań dyplomatycznych poza enigmatycznymi zapowiedziami prowadzenia podmiotowej polityki zagranicznej. Za Kaczyńskim przemawia fakt, że wreszcie dotarło do niego iż Anna Fotyga nie nadaje się na ministra spraw zagranicznych i coraz częściej w "gabinecie cieni" (na razie tylko medialnym, bowiem partia nic takiego konsekwentnie nie wprowadza, ewentualne nazwiska poznajemy od przypadku do przypadku) pojawia się na jej miejscu Waszczykowski. Ale Kaczyński jako lider opozycji jest za dużym "domatorem"; z zainteresowaniem przywitałbym jego wizyty w Rumunii, na Słowacji, w Bułgarii, na Ukrainie. Wszystko po to, by zamanifestować czynem, nie słowem chęć tworzenia autonomicznej polityki wschodniej. Takie gesty są w dyplomacji zauważane i bardzo potrzebne. Mówić o potrzebie dobrych relacji może każdy.

Przede wszystkim zaś - zostawiając daleką Gruzję, która naszym sojusznikiem w UE i w NATO jeszcze długo nie będzie na koniec - skupiłbym się na Litwie, gdzie sytuacja Polaków wygląda dość nieciekawie. Chciałbym zobaczyć lidera opozycji (i być może przyszłego premiera) w Wilnie, spotykającego się z elitami tamtego kraju, z reprezentantami tamtejszej Polonii, przekonywującego, że ma lepsze pomysły na rozwiązanie nabrzmiałych konfliktów niż obecny rząd.

Obawiam się jednak, że podróż Jarosława Kaczyńskiego była niejako "przy okazji". Nie była zaś inauguracją budowy autorskiego programu dyplomacji który realizował będzie ewentualny rząd Prawa i Sprawiedliwości. Niebawem rozpoczną się kampanie i czasu na wyjazdy będzie coraz mniej. To może warto wykorzystać jeszcze te pół roku, maksimum dziewięć miesięcy i własną obecnością zatrzeć pokutujące w Europie wrażenie, że PiS Europy nie lubi i nie rozumie?

trescharchi
O mnie trescharchi

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka