trescharchi trescharchi
722
BLOG

Lojalność w polityce rzecz święta.

trescharchi trescharchi Polityka Obserwuj notkę 22

Pamiętacie początki eksperymentu pod nazwą „Koleje Śląskie”? Na pewno pamiętacie. Ewenement w skali kraju, bez cienia przesady. Wielka przechowalnia wszelkiej maści pociotków, znajomków i członków Platformy Obywatelskiej z całego Górnego Śląska. Oczko w głowie ówczesnego marszałka województwa, obecnie wyrzuconego z Platformy i z niepokojem czekającego na wezwanie do prokuratury, która już uważnie przygląda się przepływowi pieniędzy między Kolejami Śląskimi a innymi spółkami należącymi do województwa.

Każda firma musi mieć szefa, rzecz oczywista. Dlatego marszałek zatrudnił po znajomościach – bez żadnego konkursu, bez żadnego testu wiedzy merytorycznej – swojego kolegę, którego znał dobrych kilka lat. Który to kolega ukrył przed swoim dobrym kolegą – marszałkiem swoje sprawy sądowe, dotyczące (żeby było weselej) działań na szkodę innych firm którymi niegdyś zarządzał. A zwłaszcza ukrył fakt wybrania osobliwej linii obrony – postanowił bowiem przed wysokim sądem strugać tak zwanego wariata. Taką to osobę zatrudniono na dobrze płatnym – naturalnie z publicznych pieniędzy – stanowisku. Ot, traktowanie województwa jako swojego prywatnego folwarku.

Minęły miesiące – w śląskiej elicie polityczno-biznesowej nie ma już ani jednego, ani drugiego. Co nie znaczy naturalnie, że nie pojawili się naśladowcy. Przecież natura próżni nie znosi. Złożyło się tak, że Koleje Śląskie potrzebowały nowego prezesa. Kandydatem z najlepszym CV był szef zakładu linii kolejowych PLK w Sosnowcu – w tematach kolejowych siedzący od lat. Konkurs wygrał, ale osoby siedzące wewnątrz Kolei Śląskich poinformowały dziennikarzy, że ów kandydat nie ma żadnych szans na objęcie stanowiska.

Pojawił się bowiem nowy, o wiele lepszy kandydat. Dżentelmen, który zajmował się ostatnio prezesowaniem w przedsiębiorstwie komunalnym w Bytomiu – w zakres jego obowiązków wchodził między innymi nadzór nad wodociągami, kanalizacją i wysypiskami śmieci. Wymarzone doświadczenia zawodowe jak na prezesa spółki kolejowej, nieprawdaż? Złośliwcy, których na Śląsku nie brakuje, pogrzebali jednak w życiorysie nowego prezesa Kolei Śląskich. Wygrzebali wieści, że szefował wspomnianemu przedsiębiorstwu w czasach, kiedy prezydentem Bytomia był pan Koj, rodem z Platformy Obywatelskiej oczywiście. Kiedy mieszkańcy w referendum panu Kojowi za pracę podziękowali (naturalnie pan Koj, jako fachowiec i ekspert, natychmiast znalazł pracę w urzędzie marszałkowskim) – ów prezes komunalnej spółki natychmiast poszedł na L4. Później jeszcze opiekował się chorym dzieckiem, wyjechał na urlop, tego typu rzeczy. Ostatecznie posadę stracił dopiero pod koniec sierpnia bieżącego roku – aczkolwiek nie możemy wykluczać scenariusza, że podczas wielomiesięcznej absencji w miejscu pracy miał po prostu czas, by wgłębić się w tematy kolejowe.

A zresztą…nowy marszałek, pan Sekuła niedawno powiedział że Koleje Śląskie zaczną normalnie funkcjonować gdzieś w okolicach 2015 roku. Więc po co już teraz bawić się w jakąś normalność? Może w tym szaleństwie jest metoda?

trescharchi
O mnie trescharchi

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka